Okres świąteczny to nie tylko okazja by złożyć wszystkim czytelnikom życzenia, ale także sposobność by dodać do tego kilka słów od siebie.
I od razu, od początku napiszę dlaczego taka cisza nastała na stronie. Najłatwiej powiedzieć, że wszystko przez pracę, która jak wiadomo wypełnia mi większą część tygodnia, a późniejszy czas wolny zazwyczaj mam wypełniony po brzegi. Wszystko po to, by życie toczyło się w miarę płynnie, wyznaczonym przeze mnie torem, w spójnej i spokojnej równowadze.
Oczywiście nie zapomniałem o stronie, bo niezmiennie od prawie dwóch dekad, jest to moje oczko w głowie i mam zawsze na podorędziu myśli o tym, że trzeba przysiąść i w końcu coś opublikować. I tak jak pisałem już nie raz, najważniejsze jest to, by cokolwiek nie pojawiło się na moich łamach, nosiło tą samą wysoką jakość co zawsze, niż szło to na ilość. Strona jest tym bardziej ważna, że jej utrzymanie kosztuje a co roku koszty te, co prawda niewiele ale jednak wzrastają, toteż serdecznie dziękuję wszystkim moim czytelnikom w tym miejscu, kłaniając się w pas, za postawione kawy poprzez portal buycoffe. Dzięki Wam w znaczącym stopniu koszty działania strony zostały pokryte a ja w zasadzie prawie nic nie musiałem do tego dokładać.
Przysiąść mogę wtedy kiedy oprócz zaplanowanych rzeczy, spraw i zadań, mam potem dłuższą chwilę, liczoną w paru godzinach, by na spokojnie, bez pośpiechu usiąść przy klawiaturze z dużym kubkiem gorącego naparu i słuchając muzyki rozpocząć pisanie. I właśnie takich momentów zazwyczaj brakowało, chociaż nie ukrywam, że pewne teksty były w tym czasie poddawane jeszcze korekcie a inne się wykluwały. Mało tego, miałem już coś publikować ale….
…no właśnie ale i to wcale nie takie małe „ALE”. Tydzień przed okresem świątecznym, na którego czas trwania firma podbiła mi urlop, do którego wniosek złożyłem już na początku grudnia, złapało mnie silne wirusowe przeziębienie. Jeszcze w drugim tygodniu grudnia mój głos był jedną wielką chrypą, wydobywaną z gardła z wysiłkiem. Jeszcze w piątek owego tygodnia zapisałem się do lekarza na następny poniedziałek, bo nie wiedziałem czy będę zdolny do pracy, a tak się składa, że chciałem pracować. Lekarz mnie obejrzał, osłuchał, zbadał i stwierdził, że to trzeba wyleżeć bo inaczej może być jeszcze gorzej. I tak pięć dni spędziłem na leżeniu, oglądaniu zaległych filmów, piciu gorących herbat w dużych ilościach, brania leków i ogólnym dochodzeniu do siebie.
W sumie to właśnie wtedy mogłem coś zrobić, napisać, zredagować i opublikować bo przecież laptop cały czas był w użyciu. Tu jednak załączył mi się monstrualny hamulec ręczny! Co prawda moje zwolnienie było oznaczone, że „pacjent może chodzić”, co powodowało, że mogłem nie tylko swobodnie robić w domu normalne czynności, to także nie ryzykowałem nic wybierając się np. do sklepu po cytrynę i imbir czy do apteki po wykupienie recepty.
Mając jednak na uwadze, to co działo się w ubiegłym roku, a co opisałem w Jadohejt 2 a potem kontynuowałem w Jadohejt 3, wolałem nie ryzykować. Bowiem chociaż moja praca jest oddalona od mojego miejsca zamieszkania, to jednak „konfident” mógł wyciągnąć wniosek, że skoro widać mnie w aptece i warzywniaku, to chyba za wcześnie na urlop i jestem na L4. Potem tylko załączenie „czujki” czy czasem coś nie publikuję na stronie lub Facebooku (np. zdjęcia ze spaceru). A potem już tylko czekać na wezwanie do ZUS-u, gdzie oczywiście przeszedłbym komisję znowu na moją korzyść i mógłbym wylać kolejne wiadro sfermentowanych pomyj na tego który się donosu dopuścił. Po co jednak się denerwować, marnować czas i paliwo na niepotrzebne spotkania przed świętami. Nie dałem temu komuś okazji do tego by niepotrzebnie jechać do najbliższej placówki ZUS-u. Przypominam, że do tej pory za rękę nie złapałem tego, kto wtedy doniósł. Mając jedynie domysły, wolę się kierować tym jak Pani orzecznik wskazała, że to ktoś z mojej miejscowości. Lubię tą myśl, że wszyscy mają teraz u mnie przejebane równo. Dzięki temu nie muszę na mieście mówić nikomu dzień dobry a już w ogóle podawać ręki.
Mając na uwadze inne słowa tej same Pani orzecznik, że „ludzie to huje pełni zawiści i zazdrości”, postanowiłem, że tą infekcję, która nieźle potargała moje gardło, przeleżę spokojnie w łóżku, nadrabiając zaległości filmowe, nie angażując się w internety. I tak wiem, że jak konfident to czyta, to właśnie sobie uświadamia, jaka okazja przeleciała mu przed nosem…..
Ja za to dochodziłem do zdrowia jak bóg przykazał i oprócz wykupienia recepty, nabyłem także imbir i cytrynę, przez co okazuje się że….mam teraz swój ulubiony warzywniak. Same zalety!
Teraz piszę to i niedługo przejdę do życzeń, ale zanim to, to od razu zaznaczam, że nie wiem kiedy ukaże się kolejny tekst. Przesłanki są cały czas takie same. Tak się składa, że wszystkie świąteczne dni mam zaplanowane i chcę je wykorzystać nie tylko na spędzanie czasu tak jak trzeba, czyli ciesząc się świętami, ale także załatwiając parę zaległych spraw urzędowych. To jednak nie będzie takie proste, bo w te dni potrzebna jest solidna logistyka, patrząc, że niektóre placówki będą miały wolne lub braki kadrowe spowodowane urlopami. Tak czy inaczej może sam siebie zaskoczę i któregoś dnia coś opublikuję….Czas pokaże.
Ktoś może pomyśleć jeszcze, co takiego się dzieje w moim życiu, że nie mam czasu na klawiaturę…Ano jak pisałem to już rok temu, w moim życiu pewne priorytety zostały przewartościowane. Toteż dla niektórych zniknąłem bo…sporadycznie pojawiam się na koncertach, nie ma mnie intensywnie w mediach społecznościowych, a jak coś publikuję to zazwyczaj są to wspomnienia. Jako że nie jestem miłośnikiem wywlekania na światło dzienne mojego życia prywatnego, ujmę to w ten sposób, że od wielu miesięcy moje życie zmieniło się na tyle, że doceniam coraz mocniej i soczyściej życie realne od tego wirtualnego. I chociaż zazwyczaj nie planuję wielu rzeczy dalej niż na okres do kolejnego weekendu, to sytuacje pojawiają się same. Czasem mam założenie, że teraz w weekend zrobię to czy tamto, a tu nagle pojawia się sytuacja, że nagle jestem w zupełnie innym miejscu, mogąc być uczestnikiem ciekawych sytuacji, które dają dużo radości i rozwijają. Wtedy naprawdę nie myśli się o internecie, o social mediach a strona może poczekać. Bo przecież ona nie ucieknie, a czytelnicy jak to już nie raz udowodnili, są wierni i cierpliwi. I na przełomie tych dekad już nie raz tak bywało, że nadchodziły okresy niezwykle intensywnej ilości publikacji a czasem była wręcz cisza. Mając to doświadczenie na względzie jestem spokojny nie tylko o działanie mojej domeny ale także o ruch na niej panujący oraz feedback.
A teraz czas na parę słów na te święta. Tym razem krótko bo…..niedawno gdzieś w mediach usłyszałem piękne stwierdzenie, że święta będą super, kiedy okaże się, że są one początkiem a nie końcem. I było to w kontekście tej całej pompy rozpoczynającej się od listopada a kulminującej pod koniec grudnia. Gdzie wigilia staje się takim punktem finalnym, gdzie wszystko opada i można odetchnąć. Ważne by tą całą gorączkę przeczekać, unikać jej i w świąteczne dni doceniać nie tylko możliwość uczestnictwa w tym pięknym święcie, ale także radować się, że od tej pory równonocy dni do czerwca będą tylko dłuższe. I tego życzę każdemu kto tu zagląda, niezależnie czy darzy mnie sympatią czy też nie.
Spokojnych świąt.
Poniżej oczywiście jak co roku najlepsze świąteczne klipy, piosenki i kolędy, które w tym roku wyjątkowo zebrałem wszystkie z poprzednich wpisów na tą okazję i dołożyłem jeszcze kilka w świątecznym klimacie.
Zostaw Komentarz