Kashell – Ka$hell. Recenzja

with Brak komentarzy

Kashell to projekt, w którym siły połączyły: sekcja instrumentalna zespołu Coma wraz z wokalem Abradab. W 2021 roku wydali, jedyną do tej pory, płytę długogrającą Kashell.

 

 

To trochę zaległa recenzja, bo Kashell wziąłem na tapet niedługo po premierze debiutu. Związek przyczynowo-skutkowy sprawił, że gdzieś mi to umknęło. Ostatnio robiąc porządki w plikach tekstowych, samoistnie o sobie przypomniał. Uważam, że nawet dobrze, że tak się stało, bo po tak długim czasie, można spojrzeć na tą muzykę ze zdrowym dystansem.

Kiedy Coma zakończyła działalność, każdy mógł obserwować co jej frontman robi solowo. Wielu wiernych fanów zauważyło, że od dawna jest z nim coś nie tak. I to nie tylko od czasów jak zapuścił wąs. Przede wszystkim coś zaczęło się dziać, kiedy Roguc stracił głos! Kto pamięta pierwsze płyty i koncerty doskonale pamięta, że kiedyś mógł wręcz „wyrywać swoje trzewia” wprost do mikrofonu. Potem była już tylko równia pochyła.

 

 

To nie wina zespołu, że poziom Comy sukcesywnie opadał. Chłopaki szyli jak mogli, by dostosować się do coraz bardziej postępującego regresu wokalnego lidera. W końcu po płycie Sen O 7 Szklanach (2019), nastąpiła decyzja o zawieszeniu działalności. Co praktycznie oznacza zakończenie istnienia zespołu z przerwą na „epizodyczne” koncerty.

Świat muzyczny jednak nie znosi próżni. Postawmy sprawę jasno: Profesjonalni muzycy pozostawieni bez wokalisty, bez zespołu i bez wizji na przyszłość. Nie łatwo jest przejść na muzyczną emeryturę, założyć firmy, wypisywać faktury i liczyć miesięczne bilanse.

Rogucki rozpoczął nową karierę z Karasiem i gościnnymi wykonami z innymi „muzykami”, a reszta Comy, po czasie, stworzyła zespół, do którego dołączył Marcin Marten, znany jako Abradab. Ich debiutancki album Kashell ukazał się 26 listopada 2021 roku. Na krążku znalazło się 10 autorskich utworów, trwających niecałe 38 minut.

 

 

Jeśli ktoś spodziewa się, że usłyszy tutaj coś co stylistycznie choć trochę przypomina „starąComę, to się bardzo myli i jednocześnie boleśnie zawiedzie. Zasadniczo w bardzo komfortowej sytuacji jest młode pokolenie, które nie pamięta Pierwszego Wyjścia Z Mroku czy Zaprzepaszczonych Sił Wielkiej Armii Świętych Znaków. Roguca kojarzy z ostatnich muzycznych fikołków, a sama Coma co najwyżej kojarzy im się z tekstem „Oddaj mi moje lajki”. Innymi słowy mniejsze oczekiwania będą mieć Ci co poznali zespół po „Czerwonym Albumie”.

Muzycznie Kashell to nowoczesne rockowe granie, dynamiczne i bardziej pasujące do aktualnych trendów, którym bliżej do Męskiego Grania niż do Czasu Globalnej Niepogody. I nie pisze tego, by w jakiś sposób sponiewierać Kashell osobistym zawodem, bo może liczyłem, że wróci moc od której wszystko się zaczęło. Czas leci, wszystko się zmienia, ewoluuje i normalną koleją rzeczy jest to, że i muzyka poddaje się procesowi ewolucji. A każdy gra tak jak to czuje na dany moment.

 

 

Tym bardziej, że Kashell to projekt o specyficznym koncepcie. Hybryda łącząca rockowe brzmienia z rapowym wokalem. I nie ma tu podziału jak w nu metalu, na tego co drze mordę lub ewentualnie melodyjnie śpiewa i typowego EM-ce. Tu za mikrofonem stoi jednoosobowa marka, znana, szanowana i z daleka rozpoznawalna. Zarówno dla Comy jak i Abradaba ten zespół to możliwość spróbowania czegoś nowego, sprawdzenia się w nowej formie.

A ich połączenie gwarancją przyciągnięcia do siebie słuchaczy z dwóch różnych muzycznych światów, by chociażby sprawdzić jak ten eksperyment się udał. I muszę przyznać, że udał się, bo po czasie, gdy sięgnąłem na powrót po ten album, słucha się go bardzo przyjemnie. Tylko bym mógł dojść do takiego wniosku, musiałem poddać się pewnemu mentalnemu zabiegowi. Odsunąłem tęsknotę za dawnymi czasami Comy a także odniesienia do Kalibra 44.

 

 

Z tak czystym podejściem zupełnie inaczej odebrałem te dźwięki i przyznam, że kolaboracja muzyków wyszła naprawdę dobrze. Teksty na tej płycie są bardzo przemyślane i życiowe, co zresztą jest znakiem rozpoznawczym Abradaba. Ich wykonanie to interpretacja gdzieś pomiędzy śpiewem a rapową deklamacją. I przyznać trzeba, że śpiew to mocna strona Martena, która tu miała szansę się świetnie wyeksponować.

Co do brzmienia, to mimo że nie ma tu wyrywających membran ciężarnych riffów, stymulowanych przez pulsujący bas, a całość jest „przykryta” elektroniką, to bardzo czuć tutaj świeżość i radość z grania. Tego grania, którego brakowało chłopakom i ma się wrażenie, że w końcu mogą zaspokoić swój apetyt. Co bardzo ważne, wielu młodych słuchaczy może nie złapać orientu, że tutaj gra żywa perkusja. Miks i mastering sprawiają, że brzmi dość elektronicznie, jednak za bębnami siedzi sam Adam Marszałkowski.

 

 

Kiedyś nagrywał z Ich Troje, potem założył zespół Normalsi by na trzeciej płycie dołączyć do Comy, gdzie w jednym z wywiadów określono, że zmiana personalna pałkera, była jak przesiadka z malucha na mercedesa. I tutaj też są jego żywe bębny, co przyjemnie kopie w te uszne.

Mimo, że muzyka ma nowoczesne aranżacje i jest bardzo dynamiczna, da się odczuć ciężar rocka. Gdzieniegdzie skomplikowane, basowe pląsy Rafała Matuszaka a i są momenty, gdzie gitary Dominika Witczaka i Marcina Kobzy dają dość ostrzejszy riff, którego nie da radę złagodzić elektroniczny mastering. Płytę słucha się przyjemnie a wspomniana już wyżej, wielokrotnie dynamika sprawia, że każda sesja wydaje trwać krócej, niż czas zdeklarowany. Im głębiej w las tym bardziej można się z tym krążkiem zaprzyjaźnić.

 

 

Celowo i z premedytacją używałem słowa „projekt”, bo mimo tego, że muzyka Kashell przyciąga i stworzona została przez profesjonalnych muzyków, to jednak od momentu pojawienia się, jakoś podświadomie czułem, że może to być zjawisko czasowe. Nie mówię, że chwilowe, bo chętnie bym posłuchał czegoś nowego ale….No właśnie, na oficjalnych kanałach zespołu ostatnie aktywności są sprzed roku a i niestety zniknęli z portfolio zespołów na stronie wydawcy.

Wszystko więc wskazuje, że na obecną chwilę Kashell jest projektem nieaktywnym. Nie zmienia to faktu, że możliwe iż jeszcze kiedyś przypomni muzycznemu światu o swoim istnieniu. Dobrze, że powstała taka kooperacja. Nie tylko jako dowód na to, że muzycy Comy są wszechstronni i po prostu kochają grać oraz wiedzą jak się to robi, to w dodatku jedną płytą Kashell zmietli z planszy wszystko to, co Roguc zrobił, robi i będzie robił odkąd ich drogi się rozeszły!

 

Kashell Ka$hell

Premiera – 26 listopada 2021

 

1. Kalifornia – 3:42

2. Wk*rw – 3:53

3. Chłopak – 3:35

4. Plask – 4:22

5. Do Przodu – 3:29

6. Kickflip – 3:26

7. Ściemniać – 4:06

8. Nie – 3:46

9. Rondo – 4:03

10. Momenty – 3:12

 

Marcin „Abradab” Marten – wokal, teksty

Dominik „Witos” Witczak – gitara, elektronika

Marcin „Kobez” Kobza – elektronika, gitara, scratch

Adam „Von Marszal” Marszałkowski – perkusja

Rafał „Matusz” Matuszak – bas, elektronika

 

DJ Flip – gościnnie w utworach „Chłopak” i „Do Przodu”

Mix i mastering – Marek „Dulux” Dulewicz

Okładka – Remek Patelek, Rafał Matuszak

Wydawnictwo – Mystic Production (mystic.pl)

Zostaw Komentarz