Znów wracam z felietonem. Tym razem będzie on dotyczyć spraw technicznych.
Wypada mi zacząć od tego, że ostatnio świat technikaliów zwariował. Chociaż w sferze technologicznej odnajduje się, wydaje mi się, bardzo dobrze, to jednak ostatnie miesiące są ciągłymi zmaganiami z sferą ustawień, aktualizacji i płynności działania wszelkich urządzeń, które podłączone są do gniazdka i mają ekran. Nie mogę powiedzieć, bo wiele aplikacji zyskuje dzięki aktualizacjom, przez co stają się bardziej przejrzyste i łatwiejsze w obsłudze. Niestety wraz z wszystkimi aktualizacjami, które w dodatku są coraz częstsze, zaczyna występować rozbieżność w kompatybilności.
I tak kiedyś używałem komputera na systemie operacyjnym Windows 7 i wszystko hulało jak należy. Innymi słowy działało jak działać powinno, czyli coś się instalowało, potem włączało i wszystko spełniało swoją rolę. Obecnie działam na Windows 10 i co rusz pojawiają się jakieś, drobne bo drobne, problemy, które powodują, że zamiast skupić się na wyznaczonych przez siebie zadaniach, to człowiek lata po forach internetowych w poszukiwaniu rozwiązań, by przywrócić normalną pracę programów, czyli taką, jaka być powinna.
Ostatnio przy jednym z takich „problemów”, wyszło na jaw, że korzystam z czegoś co w nomenklaturze internetowej jest już swoistym archaizmem. Gdy podliczyłem sobie czas, to faktycznie minęło sporo lat odkąd zacząłem….
To było gdzieś w 2007 roku, gdzie na studiach w zasadzie każdy miał na komputerze pakiet biurowy Microsoftu. Zaczęły się „łapanki” na tych co posiadali nie do końca legalne kopie i wtedy pomyślałem, że może czas na jakąś alternatywę. Kolega z roku, wiedząc że z Worda korzystam nie tylko w celach naukowych, ale także a może przede wszystkim, do pisania treści na moim blogu, polecił mi coś innego. Z czystą szczerością zaproponował mi bym przesiadł się na opensource’owy pakiet OpenOffice i zawarty w nim Writer. Gdy zapytałem czy to daje radę, stwierdził, że odkąd zainstalował to nie chce nic innego i prawdopodobnie tak samo będzie w moim przypadku. Słowo ciałem się stało, bo jeszcze tego samego dnia miałem to na swoim PC-ie i od tamtej pory używałem aż do teraz. Niestety, to co działało tak po prostu, bez żadnych problemów i przykrych niespodzianek, ostatnio zaczęło odmawiać posłuszeństwa.
Zaczęło się od tego, że w różnych losowych chwilach, program zaczął się zawieszać. Jedyną metodą by przywrócić działanie był restart komputera. Nie przeszkadzało mi to do momentu gdy stało się na tyle częste i irytujące, że nie pomogła nawet reinstalacja pakietu. Zaczął się taki proces, że jak problem się pojawiał, to instalowałem od nowa i czasem działało przez jakiś czas, a czasem po kilku dniach znowu się zawieszało. Ostatnio jednak Writer przeskoczył sam siebie z pomysłowością, bo zaczął mi podkreślać wszystkie wyrazy jako błędne. Co jeszcze ciekawsze w opcji poprawy pisowni pokazywał, że dany wyraz jest błędny ale jednocześnie nie ma propozycji jak powinien wyglądać prawidłowy, mimo tego, że wszelkie słowniki ma wgrane a domyślnie jest ustawiony język polski.
To już dało mi do myślenia, że pora rozejrzeć się za czymś innym, jeśli oczywiście inna alternatywa istnieje. Okazało się, że tak i jest nawet spory wybór, jednak mi było potrzebne coś co nie działa w chmurze, ani tym bardziej nie jest to oprogramowanie od Apple. Wybór padł na LibreOffice, który jak się okazało, jest następcą OpenOffice, a przynajmniej taka informacja widnieje na ich oficjalnej stronie. Potem gdy poszperałem w sieci na ten temat, okazało się, że faktycznie spora część użytkowników OpenOffice przesiadła się na LibreOffice.
Zainstalowałem i bez strachu włączyłem Writera. Szczęśliwie edytor tekstu to nie gra komputerowa, gdzie kolejna odsłona lub nowa seria może przywitać totalnie zmienionym interfejsem, w którym ciężko się nie raz odnaleźć. Tu ikonki mają co prawda inny wygląd, ale zasada działania jest taka sama jak wszędzie. Ja klikam w klawiaturę a w edytorze pojawiają się wyrazy.
Będąc upartym perfekcjonistą nie pozostawiłem sprawy poprzednika samej sobie. Zagłębiłem się w fora i znalazłem przyczynę problemu podkreślania wszystkich wyrazów. I chociaż sprawdzony od 17 lat program do pisania był wiernym kompanem, to nie zmienia faktu, że czasem przychodzi pora na zmiany. W tym momencie działa jak powinien, ale pisząc te słowa na LibreOffice i znając jego historię założenia chyba przekonam się do nowości. A największą jego zaletą jest to, że on po prostu „zapierdala”. Czyli działa jak powinien, szybko, płynnie i tak gładko, że nawet nie wiedziałem, że poprzednik miał opóźnienia między tym co piszę, a jak szybko się to wyświetla na ekranie.
Obserwując ostatnie małe problemy z OpenOfiice’m dochodzę do wniosku, że twórcy chyba nie nadążają nad aktualizacjami w systemach operacyjnych. Najlepszą ciekawostką jest jednak to, że gdy wchodzę na forum OpenOffice, wyświetla mi się komunikat, że moje IP jest zablokowane i mam całkowicie zabroniony dostęp do witryny, mimo tego, że nigdy nie zakładałem tam konta użytkownika i nie logowałem się. Problem znika w momencie zmiany IP na zagraniczny, wtedy dostęp jest całkowity i to nie będąc użytkownikiem zalogowanym a jedynie gościem forum. Myślę, że i tu twórcy i administratorzy mają jakiś problem, z którym nie wiadomo czy chcą się uporać, jeśli w ogóle go widzą.
Tak czy inaczej czasy gdy „walczyłem” o poprawę działania, czy też czekałem na to aż „wielce szanowna Administracja” zachce coś z tym zrobić już się skończyły. Skoro alternatywa działa to oczywiste, że lepiej korzystać z czegoś co nie wyskakuje z problemami. A i widzę, że interfejs jest całkiem przyjemny.
Tak czy inaczej teraz mogę zabrać się do zaległej pracy, bowiem mam kilka gotowych już tekstów w postaci felietonów i esejów tematycznych, które ukuwane były i są powoli, ale ostateczne prace nad nimi wymagają odpowiedniej korekty. A ta wstrzymana była przez zawieszanie się edytora tekstu, co w pewnym momencie przełożyło się na odłożenie tego na „potem”, czyli na czas kiedy wszystko będzie działać prawidłowo.
Teraz działa a w dodatku zakończyłem małe tournée eksploracyjne, więc mam więcej czasu by przysiąść nad tekstami. A ten jest swoistym testem i przyznam, że pisze się bardzo przyjemnie, a to przecież jest najważniejsze.
Oczywiście mam świadomość, że na tym się nie zakończy walka z rzeczywistością, bo co rusz, czy to na komputerze, czy na smartfonie pojawiają się nowe problemy z którymi trzeba walczyć, by wszystko działało sprawnie. Kiedyś śmiałem się z wypowiedzi ludzi o dekady starszych ode mnie, że tęsknią za czasami gdy coś się kupowało, uruchamiało i to po prostu działało. A dziś nawet kupując telewizor, trzeba poświęcić wiele czasu na ustawienia, logowania itp. Dla mnie to było oczywiste, że nowoczesne sprzęty wymagają odpowiednich ustawień. Nawet to lubiłem, ustawiając każde urządzenie pod swoje potrzeby. Jednak z biegiem czasu zaczynam rozumieć te słowa, bowiem sprawa nie dotyczy tylko nowych sprzętów, ale jak widać także tych co do tej pory śmigały aż miło, a tu przychodzi moment kiedy trzeba poświęcić czas i skupienie, by znów było tak jak wcześniej.
Nie mam co jednak narzekać, bo jak się okazuje, pewne problemy powodują nowe odkrycia i pozytywne zmiany.
Czy z OpenOffice żegnam się na zawsze? Nie, bo myślę, że minie jakiś czas, myślę rok lub więcej i sprawdzę sobie, czy sprostali zadaniu i wszystko będzie działać dobrze, czy też przepadną gdzieś nie aktualizując swojego oprogramowania. Czas wszystko pokaże a tymczasem cieszę się, że mogę korzystać z edytora który jest szybki i darmowy. A my widzimy się w kolejnych recenzjach, felietonach i esejach. Do zobaczenia!
Zostaw Komentarz