Chociaż póki co nie ma informacji kiedy pojawi się kolejny album zespołu Luxtorpeda, warto przyjrzeć się ich ostatniemu longplayowi – Omega.
Tak wiem, że mamy już 2024 rok, a omawiany krążek wyszedł 1 czerwca 2022 roku, czyli minęło już trochę czasu od premiery. Niemniej jednak możecie mi wierzyć lub nie, ale ja ten album po prostu przegapiłem….! Po dłuższym zastanowieniu udało mi się zebrać do ładu z tym, dlaczego tak się stało. A powodów jest kilka…
Najpierw zauważę, że jeszcze podczas koncertu w Warszawie, na którym byłem, sam Drężmak przypomniał, że na tamten czas Luxtorpeda nie istnieje na Facebooku. A jeśli ktoś chce śledzić ich poczynania, to znajdzie wszystko w specjalnej aplikacji. Był to rodzaj eksperymentu „wyjścia” z mediów społecznościowych i sprawdzenia kto realnie interesuje się zespołem. Wiadomo przecież, że liczba polubień i obserwacji nie zawsze pokrywa się z faktycznym zainteresowaniem.
Jak wyszło? Finalnie Luxtorpeda ponownie działa aktywnie na swoim facebookowym fanpage’u a w chwili pisania tego tekstu w aplikacji ostatni news został opublikowany 2 miesiące temu. O tym czy eksperyment się udał może świadczyć fakt, że raczej rzadko tam zaglądałem, co po części było przyczynkiem do tego że Omega mi umknęła.
Kolejnym powód to, że moje przywiązanie do albumu Anno Domini MMXX było tak duże, że założyłem jakoś mentalnie, iż po tym krążku Luxtorpeda raczej długo nic nie wyda. Co zresztą podpierałem tym, że sam Litza często w wywiadach podkreślał, że po serii tylu albumów pewnie zrobią sobie jakąś dłuższą przerwę. I wyszło na to, że źle połączyłem kropki, bo trzeba było dokładnie śledzić poczynania zespołu. Gdybym to zrobił wiedziałbym, że po drodze Luxi wydali jeszcze krążek Elektroluxtorpeda, z okazji dziesięciolecia istnienia.
Mówi się, że lepiej późno niż wcale. To dzięki takiemu stanowi rzeczy miałem okazję nadrobić zaległości i odkryć nie jeden a dwa albumy a recenzja Elektroluxtorpedy jest już na mojej stronie, bo chociaż za Omegę zabrałem się najpierw, to jednak chronologia w datach wydań musi być zachowana. Taki więc splot wydarzeń sprawił, że odkryłem Omegę.
Pisać o tym albumie teraz to bardzo wygodna sytuacja, bo od czasu premiery minęło już trochę czasu a i nie wiadomo ile jeszcze go upłynie nim Luxtorpeda wyda nowy. Słuchanie tego krążka było bardzo przyjemne tym bardziej, że zanim zacząłem „polowanie” na nowe, interesujące wydawnictwa w tym roku, to wiedziałem, że w tym wypadku mam „pewniaka”.
Z wielką radością wcisnąłem „play” i mogłem cieszyć się tym radosnym stanem odkrywania, który większość fanów Luxtorpedy ma już dawno za sobą. I już po pierwszym przesłuchaniu byłem spokojny, bo Omega to bardzo zacny album. Chociaż myślę, że to za mało powiedziane!
Nazwa płyty może zastanawiać, gdyż oznaczona jest ostatnią, dwudziestą czwartą literą alfabetu grackiego. Chociaż może to sugerować znaczenie jakiegoś końca, to można być spokojnym, bowiem już sama muzyka wyjaśnia poniekąd sytuację. W utworze Przygotuj Się Na Najlepsze padają słowa „Omega to nie koniec, to nowy początek….”, symbolizując jedno z wyjaśnień, że tak naprawdę tą literę można interpretować na różne sposoby.
Fakty są jednak takie, że Litza wpadł na pomysł dwóch dwójek złączonych ze sobą. Zarys wysłał do Weroniki Korbal, tatuażystki, projektantki grafik i różnego rodzaju wlepek, w ostatnim czasie odpowiedzialna za szatę graficzną wszystkiego co związane z zespołem The Analogs. W odpowiedzi zwrotnej frontman otrzymał wstępną wersję pomysłu na okładkę i dopatrzył się w niej nie tylko symbolu serca, ale także literę Omega. I tak finalnie po ustaleniu wszystkich szczegółów mamy tytuł płyty i okładkę projektu Weroniki.
Mnie osobiście pozytywnie zaskoczyło to jak muzycznie skonstruowana jest ta płyta. Dynamika i moc zawarta w tych utworach sprawiła, że poczułem, iż właśnie takiej Luxtorpedy chciałem i potrzebowałem. Szybkie i ostre utwory oparte na wręcz metalowych riffach, galopują i zabierają słuchacza w intensywną muzyczną podróż. Energia skumulowana tak, że zapodanie sobie tej płyty z rana działa lepiej niż półlitrowa kawa zrobiona na red bull-u.
O to jednak właśnie chodziło. Wszystko zaczęło się od pewnego koncertu w Toruniu, gdzie Hans zauważył po nim, że po serii szybkich numerów z dotychczasowego repertuaru, pod sceną utworzył się „młyn” i bardzo mu się to spodobało. Padł więc pomysł by może nagrać coś na taką energetyczną nutę pod hasłem „wiązanka pieśni bojowych” jako kilka utworów na kolejnej płycie. Wyszło tak, że zabierając się za pracę nad materiałem, wyszłedł z tego cały album.
Siła tych utworów wynika też ze spontaniczności, która okazała się kluczowa, bowiem pomysły były rejestrowane, zaraz po wymyśleniu bez wcześniejszych, długotrwałych konceptów i kompozycyjnych planów. Wyszło świetnie, bo komponowanie „na bieżąco” sprawiło, że czuć tutaj ten entuzjazm jaki panował w związku z pomysłem na ten album. To co padło jako wolna myśl w Toruniu, przełożyło się na jeden z najlepszych albumów Luxtorpedy w ich dotychczasowym dorobku.
Surowe, garażowe wręcz brzmienia gitar z nawałnicą mocnych riffów, którym wtóruje niemiłosiernie podkręcająca je sekcja rytmiczna. Ogólnie rzecz biorąc słuchając Omegi, mam wrażenie, że wielu z muzyków „zerwało się z łańcucha”, a w szczególności Kmieta, bo jego partie basowe są tu czasem bardziej szalone i pokręcone niż riffy gitar. To wszystko dowodzi, że takiej płyty potrzebowali nie tylko słuchacze, ale także a może przede wszystkim sami muzycy.
Omega to nie tylko wysoko podniesiona poprzeczka jakości, to także symbol tego, że Luxtorpeda to zespół który ciągle się rozwija, ma na siebie plany i skrzętnie je realizuje. W odróżnieniu od wielu innych zespołów, które z płyty na płytę grają coraz bardziej płasko, tu czuć, że faktycznie jest nowy początek, bo siła muzyki nie tylko zaspokaja apetyt energetyczny, ale również wzmaga kolejny na nowe muzyczne doznania.
Okazuje się, że w takim galopie teksty, zarówno te rapowane jak i krzyczane, docierają do słuchacza z nową, większą mocą. Każdy może je co prawda interpretować na swój sposób, nie zmienia to faktu, że w swojej ogólnej konstrukcji trafiają idealnie w punkt. Zresztą również w wokalach słychać, że spełnia się chęć realizacji koncepcji bomby energetycznej.
Kiedy patrzę na listę utworów, ich ilość i czas trwania, to mam wrażenie, że Omega zagina czasoprzestrzeń. Jedenaście utworów trwających prawie trzydzieści pięć minut a gdy ich słucham, mam wrażenie, że mija niecałe dwadzieścia. Zresztą pojawiają mi się w głowie flashbacki, że jest w historii wiele albumów, które mają podobną konstrukcję i to one są właśnie najlepiej zapamiętane z całej twórczości wielu zespołów.
Luxtorpeda jest zespołem czynu! To co mówią w wywiadach to nie są puste słowa rzucane na wiatr. Jakość połączona jest z pasją nie przeliczaną na pieniądze i tą jakość czuć. Wspominałem wyżej o wrażeniu jakie zrobiła na mnie Anno Domini XXMM i przemyślenia, co przyniesie przyszłość. Ta nastąpiła i pokazała, że zarówno Elektroluxtorpeda jak i Omega, są albumami, które aż chce się słuchać, wracać do nich i zarażać nimi innych.
Biorąc pod uwagę w jak trudnym nie tylko dla naszego kraju, ale również dla świata, te ostatnie płyty powstawały, to da się odczuć, że Luxtorpeda pięknie odrobiła pracę domową. I pod tym hasłem kryje się dosłowność, bowiem w owym czasie wszyscy byliśmy pozamykani w domach. Jedni pracowali zdalnie, inni szukali dla siebie zajęcia w nieznanych dotąd branżach a Luxtorpeda doskonale wyczuła panujące nastroje i stworzyła taki materiał, gdzie w tekstach można odnaleźć rozliczenie z tym co było nam serwowane z mediów a co realnie odczuwaliśmy jako społeczeństwo w nowej, jakby nie patrzeć, dla wszystkich sytuacji.
Za to uwielbiam Luxtorpedę, bo nie tylko bardzo wnikliwie i jednocześnie spokojnie obserwują rzeczywistość. Potrafią także idealnie przełożyć swoje wnioski na swoją twórczość, co finalnie swoją formą daje „wentyl bezpieczeństwa”. A takich „wentyli” jest coraz mniej w naszej intensywnej rzeczywistości. Dlatego uważam, że tym bardziej powinno się doceniać takie płyty jak Omega, bo to nie tylko muzyka, dźwięki wypełniające przestrzeń przy towarzyskim spotkaniu. Tu jest wiele głębszych warstw, które jeśli się tylko chce, można odkrywać, bo każde kolejne przesłuchanie jest procesem zagłębiania się w ich coraz głębsze pokłady.
To jedno z najpiękniejszych zjawisk, gdy muzyka którą się właśnie słucha nie tylko daje energetycznego kopa, ale także uzależnia i skłania do przemyśleń, refleksji, wolnych wniosków czy zadawania pytań i podjęcia próby do udzielenia na nie odpowiedzi. Innymi słowy ferment intelektualny, który jednym przyjemnie pobudza synapsy, innych natomiast odstrasza. Kto więc odnajduje się w tych dźwiękach, należy do elitarnej grupy słuchaczy o nie tylko podwyższonym IQ, ale także o wyraźnie wrażliwej artystycznej duszy.
Nie jest dla mnie problemem, że Omegę i Elektroluxtorpedę odkryłem dopiero teraz. Atmosfera tych albumów jest równie silna jak w dniu premier, teraz czy kiedykolwiek, ktokolwiek po nie sięgnie. A pod sceną, podczas koncertu w oczach fanów widać będzie to samo zrozumienie w kontekście odbieranych dzięki tym dźwiękom emocji.
Kto zna Omegę z pewnością zgodzi się ze słowami mojej recenzji, kto jeszcze nie odkrył tej płyty….no cóż….Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy!
Luxtorpeda – Omega
Premiera – 27 kwietnia 2022
1. Antonówka – 3:06
2. Melisa – 2:47
3. Hydra – 2:21
4. Krew Z Krwi – 3:15
5. Ofiara Z Woli Boli – 4:12
6. Fetor Mentora – 2:18
7. Przygotuj Się Na Najlepsze – 3:11
8. Reuchen – 2:07
9. Podkute Kto Pyta – 3:04
10. Bezkres – 4:52
11. Ja – 3:00
Robert „Litza” Friedrich – wokal, gitara
Przemysław „Hans” Frencel – wokal
Tomasz „Krzyżyk” Krzyżaniak – perkusja, wokal wspierający
Krzysztof „Kmieta” Kmiecik – bass, wokal wspierający
Robert „Drężmak” Drężek – gitara, wokal wspierający
Maciej Jahnz – gościnnie gitara solo
Karol Plebański – live akustyk
Grabul – monitory
Klaudiusz Nowak – technika
Quis – merch
Tomasz Pocho Pochoryłko – menagement
Muzyka – Luxtorpeda
Słowa: Hans i Litza
Projekt okładki – Weronika Korbal (@weraals)
Wydawca: Stage Diving Club
Dystrybucja: Dział Handlowy Metal Mind Productions
Nagranie & Mix: OkoLitza (Poznań 2022) – Michał Wasyl & Litza
Mastering – Hertz Studio – Wojciech Wiesławski
Foto: Mateusz Otremba w Szeroko Studio Poznań, Jatzek Gulczyński
Skład Okładki: Zuch – Bukebuk.pl
Zostaw Komentarz